niedziela, 31 maja 2009

Kurs Wychowawcy Kolonijnego



Jako postulanci ambitni i otwarci na rozmaite możliwości edukacyjne, wystaraliśmy się o zgodę na nasze uczestnictwo w kursie wychowawcy kolonijnego - odbywającego się oczywiście na Górze Św. Anny i organizowanym przez tamtejsze duszpasterstwo.

Sam kurs trwał przez jeden weekend, i trzeba przyznać, że przebiegał bardzo intensywnie... i, jak sądzę, skutecznie. Prawdziwe owoce będzie można jednak ocenić dopiero w praktyce - na co jeszcze pewnie trzeba będzie trochę poczekać.

Relacja z kursu jak i garść zdjęć do obejrzenia tutaj.

czwartek, 28 maja 2009

Remont kaplicy


Trwał remont naszej klasztornej kaplicy. Ekipe remontową, pod kierownictwm niezastąpionego ojca Magistra, tworzyli: o. Rajmund, no i oczywiście my. 

Na remont złożyło się malowanie, wymiana oświetlenia, zmiany niektórych mebli, rzeźb i chodników oraz (a może "przede wszystkim"?) liczne dyskusje ;) 

Choć pracy było sporo, możemy z czystym sumieniem stwierdzić, że remont poszedł sprawnie i stosunkowo szybko, a także - w przyjemnej atmosferze! Każdy na miarę własnych możliwości angażował się w przydzielone sobie zadanie, a wszystkie decyzje były podejmowane na drodze zdrowo rozumianego consensusu.

W już właściwie ukończonej kaplicy między 28 a 29 maja odbył się dzień skupienia dla całej wspólnoty klasztornej (prowadził, tradycyjnie, o. Wiesław). Potem Magister jedynie "dopracowywał" niektóre szczegóły.

Nie pozostaje nam nic innego, jak zaprosić do obejrzenia rezultatów naszej pracy na żywo, albo przynajmniej - do obejrzenia galerii prezentujacej odnowioną kaplicę.

niedziela, 17 maja 2009

Prymicje o. Mariusza w Chojnowie


Nowo wyświęcony o. Mariusz zaszczycił nas zaproszeniem na swoją mszę prymicyjną w swoim rodzinnym Chojnowie. Nasz najlepszy na świecie magister postulatu, widząc naszą determinację i chęci, wyraził zgodę na wyjazd, i tak, bardzo wczesnym niedzielnym pociągiem wyjechaliśmy z Kłodzka do Legnicy, a następnie do Chojnowa.

Oczywiście, jak to u nas bywa, nie obyło się bez przygód. W Chojnowie sytuacja administracyjno-parafialna jest skomplikowana, bo choć są tam dwa kościoły i dwie parafie, funkcjonują one w ścisłym powiązaniu ze sobą i nie do końca udało nam się zorientować, gdzie dokładnie powinniśmy się znaleźć. Choć nie można powiedzieć, że trafiliśmy dobrze, to na pewno nie trafiliśmy źle - bo nie dość, że gościnny ksiądz prałat, którego tam poznaliśmy, ugościł nas śniadaniem, to jeszcze zawiózł do właściwego kościoła :)

Msza prymicyjna była oczywiście piękna i wzruszająca. Po niej nastąpiło wspólne świętowanie - dla nas jednak skończyło się ono już o godzinie 16, ponieważ zobowiązaliśmy się jeszcze tego wieczoru wrócić do Kłodzka. Jednak... życie zawsze jest bogatsze niż to, co sobie zaplanujemy!Na skutek awarii na trasie Legnica-Wrocław nasz pociąg nie pojechał. Ostatecznie, po wielu licznych próbach opuszczenia skąd inąd bardzo ładnej Legnicy, odjechaliśmy autbusem, który dość niespodziewanie zastał nas stojących na przystanku i łapiących stopa. Kolejny, niespodziewany i opatrznościowy autobus zawiózł nas z Wrocławia do Kłodzka - przejętych, umęczonych i zdumionych bogactwem przygód, jakie zafundowały nam tego dnia czołowe polskie spółki komunikacyjne. Pozdrawiamy!

piątek, 15 maja 2009

Święcenia kapłańskie


Dnia 15 maja w naszym franciszkańskim kościele pw. św. Antoniego przy ul. Kasprowicza we Wrocławiu święcenia kapłańskie z rąk arcybiskupa Gołębiewskiego przyjęli nasi trzej współbracia: o. Gustaw Brzozowski, o. Mariusz Linik i o. Paulin Maria Adamowski. Oczywiście nie mogło nas zabraknąć na tej wspaniałej uroczystości.

Do Wrocławia wyruszyliśmy już dzień wcześniej (jak to na postulantów wędrujących przystało - autostopem), by wziąć udział w nocnym czuwaniu i wspólnie z franciszkańską młodzieżą modlić się za przyszłych prezbiterów.

Następnego dnia wzięliśmy udział w uroczystości święceń.

Początkowy plan przewidywał nasz powrót samochodem z Magistrem... uległ on jednak zmianom i Magister zadecydował, że do Kłodzka wrócimy sami. Korzystając więc z okazji, zwiedziliśmy nieco Wrocław, a wieczornym pociągiem przyjechaliśmy do Kłodzka.

wtorek, 5 maja 2009

Nowicjusze w Kłodzku


Zawitali do nas z dalekich, egzotycznych Borek Wielkich, położonych za siedmioma (conajmniej!) lasami. Przyjechali dużym, białym i pożyczonym busem. W niedzielę. W liczbie sześciu. Ubrani na brązowo. Jeden magister i pięciu nowicjuszy. Ach! Żebyście widzieli radość tych chłopaków, rozkoszujących się wolnością i świeżym, kłodzkim powietrzem...

Już tradycją (choć przez małe "t") jest, że na początku maja wspólnota postulatu wraz ze wspólnotą nowicjatu odbywają w Kłodzku kilkudniowe, braterskie spotkanie. Dzięki temu na naszym pustawym zwykle piętrze znowu zrobiło się trochę gęśćiej, tłumniej, weselej i po prostu piękniej :)

Mieliśmy okazję wspólnie porozmawiać, wymienić doświadczenia, obserwacje, a także razem pójść w góry. Choć trasa, jak to sami magistrowie pokornie przyznali, była ułożona bardziej z myślą o starszyźnie, niż o młodzieży zakonnej....

Nowicjusze cały czas okazywali sentyment, jaki żywią do Kłodzka, wielu tutejszych miejsc i spędzonego tutaj czasu. Czyżby źle było im w Borakch Wielkich....?

Wdzięczni jesteśmy naszym magistrom, za umożliwienie tego spotkania. Bóg zapłać!

Garść zdjęć z tych dni tutaj.

sobota, 2 maja 2009

Wycieczka z Magistrem (!)


W nagrodę za dobrze wykonaną i cierpliwą pracę na Święcie Ulicy Daszyńskiego, magister wziął nas na wycieczkę. Wycieczka nie była daleka, ale intensywna i pełna wrażeń!

A towarzyszyło nam dwóch naszych lektorów - Andrzej i Grzesiek.

Najpierw pojechaliśmy do Kamieńca Ząbkowickiego, zobaczyć słynny, przeogromny i przepiękny zamek, jaki tam się znajduje. Najpierw obeszliśmy go dookoła w poszukiwaniu wejścia, później, po kolejnych nieudanych próbach, zwiedziliśmy znajdujący się w pobliżu dawny protestancki kościółek, gdzie znajdowała się wystawa zdjęć oraz bardzo sympatyczna pani, która poinformowała nas, że zamek można zwiedzać od godziny 11. Wróciliśmy więc do zamku i tym razem już bez problemu, zakupiwszy wcześniej bilety, w towarzystwie pani przewodniczki mieliśmy możliwość dość dokładnego obejrzenia zamczyska... a raczej tego, co z niego zostało, gdyż na skutek licznych aktów wandalizmu, nikłego zainteresowania ze strony władz, braku funduszy na remont oraz skomplikowanej sytuacji prawnej, zamek sukcesywnie niszczeje i bardzo wiele stracił ze swojej pierwotnej świetności.

Mimo propozycji składanych przez Magistra, dotyczących zostawienia postulantów w zamku na kilka miesięcy, w celu odremontowania go, w niezmienionym składzie ruszyliśmy dalej. Następnym celem był Złoty Stok i znajdująca się w nim kopalnia złota.

Kopalnia, jak kopalnia - kto widział chociażby jedną kopalnię, tego już inne specjalnie nie zaskoczą. Niemniej jednak, zwiedzanie jej było o tyle atrakcyjne, że urozmaicone ciekawostkami zarówno z życia dawnych górników, jak i tych dotyczących współczesnych turystów, a także zupełnie innymi, niekoniecznie związanymi z kopalnią, ale umilającymi ten czas. Dla nas jednak najciekawsze było to, że poznaliśmy... potencjalną synową ojca Magistra! Życie potrafi zaskakiwać. Pragniemy też najserdeczniej pozdrowić nasza panią przewodniczkę!!!

Ze Złotego Stoku niedaleko było do Lądka Zdroju, więc szybko pożegnawszy przewodniczkę i kopalnię, udaliśmy się odwiedzić przebywającego w sanatorium w Lądku brata Brunona. Brat bardzo ucieszył się z naszej wizyty. Wypiliśmy wspólną kawę, a brat pokazał nam pijalnię wody. Ta woda ponoć jest bardzo zdrowa... choć śmierdzi.

W Lądku zakończyliśmy zwiedzanie i ruszyliśmy w drogę powrotną.

Zapraszamy do obejrzenia zdjęć.

piątek, 1 maja 2009

Grillowcy grillowali do końca, czyli Święto Ulicy Daszyńskiego


Tutaj w Kłodzku jest taki dziwny zwyczaj, że świętują nie tylko poszczególni ludzie, rodziny czy grupy, ale wspólnie świętować potrafi nawet cała ulica. I to cały dzień. Na przykład ulica Daszyńskiego, przy której (szczęśliwie!) znajduje się także nasz klasztor.

I tak, 1 maja odbyło się Święto Ulicy Daszyńskiego, które kłodzcy franciszkanie współorganizowali.

Oprócz bardzo wielu atrakcji, które składały się na Święto, była też możliwość zjedzenia smacznej kiełbaski czy kaszaneczki z grilla. Nam właśnie przypadł zaszczyt obsługiwania tego stoiska. Przez bite 12 godzin, w niebywale wysokiej temperaturze, robiliśmy wszystko, by jak najbardziej usatysfkacjonować naszych klientów, i oczywiście również naszych zakonnych pracodawców ;) Uważam, że z zadania wywiązaliśmy się doskonale. Przy czym serdecznie dziękujemy za pomoc w tej pracy Panu Leszkowi, który, gdy po kilku godzinkach uwinął się ze sprzedażą bigosu (dwa wielkie garnki!), dołączył do nas i naprawdę bardzo nam pomógł.

Galerię zdjęć można obejrzeć tutaj, natomiast tutaj - krótką relację telewizyjną.